~Niall
Nialla obudził zapach pierniczków. Piękny zapach pierniczków.
-Ahh, nie ma to jak w domu
Zszadł na dół kierując się zapachem ulubionych słodyczy. Udał się prosto do kuchni, gdzie była jego mama.
-Wstałeś już?
-Jedzonko mnie obudziło -wyszczerzył się
-To zjedz coś, bo kolacja będzie później -pani Maura wytarła ręce w ręcznik - i ani mi się waż tykać ciastek. Są dla Theo -pogroziła mu palcem wychodząc z pomieszczenia
-Ale Horanek jest głodny -wyjęczał
Rozejrzał się, czy nigdzie nie było mamy i cicho otworzył wieczko wielkiego pudełka z piernikami. A raczej pudełka w którym zawsze były. Wspiął się na palce, by rozejrzeć, gdzie jeszcze mogą być. Gdy nic to nie dało wszedł na szafkę jak za lat, kiedy był młodszy. Znowu nic. Wspiął się znów na palce, by zobaczyć czt nie ma ich w schowku na garnki. Znowu skucha. Jednak stracił równowagę i spadł z szafki na tyłek. Zaklął pod nosem
-Słyszałam -rodzicielka dała o sobie znać
Blondyn wstał i otrzepał się. Jego nowe spodnie były w mące!. Zauważył natomiast blaszkę z tak wyszukiwanymi ciastkami. Piękne, polukrowane, z słodką posypką, czekoladowe. Definicja Nialla na słowo raj. Były takie cudne... i w kształcie.... serduszek?! Zwykle były w kształcie gwiazdeczek bądź choinek. Te miały kształt serc. Przypomniały mu o... Maddie. Podrapał się po czole. 'Tylko jedno; nakazał sobie w duchu. Zaczął jeść. O tak! To była definitywnie definicja raju. Usiadł na jednym ze stołków i wcinał pierniczki. Po chwili jednak wstał. Stołek bądź co bądź był dla niego za mały.
-Niallu Jamesie Horanie odejdź od moich pierniczków
-Mamo
-Łakomczuchu, one są dla Theo
-Ale...
-Zostaw je, proszę
-Mamoooo...
-Niall zostaw te pierniki. Powiedziałam -pani Maura wzięła ścierkę i uderzyła go nią
-Ała... kurna... mój tyłek
Dostał drugi raz
-Synu, w moim domu się nie przeklina, a teraz won od ciasteczek
-Mamusiu, proszę
-Naillusiu, to miało wystarczyć na całe święta
-Dorobisz -wziął jeszcze jedno i poszedł do siebie
Gdy już był w swoich czterech ścianach otworzył walizkę i wyjął z niej rzeczy. Włożył je do szafy, która stała obok drzwi. Czuł się tak... zwyczajnie. Wokoło nie było piszczących fanek, paparazzie, blasku sławy. Był sam. A raczej prawie sam, licząc mamę i jej broń
*
-Niall pamiętasz, że dzisiaj będzie Maddie, prawda?
-Co?
-Zapomniałem
Znowu podrapał się po czole. Maddie była jego dziewczyną, którą poznał dzięki swojej mamie. Podobała mu się, musiał przyznać, jednak podczas trasy zrozumiał, że coś nie jest tak między nimi. Maddie była bardzo ładna, drobna, mądra. Ale po kilku rozmowach z samym sobą doszedł do wniosku, że ona nie jest w jego typie. Jego rozważanie przerwało pukanie do drzwi jego pokoju
-Proszę
Po chwili ujrzał w drzwiach powód swoich rozmyślań. Blond włosy powód, który po kilku sekundach miał przytulony do siebie
-Tęskniłam
-Maddie...
-Ciii -pocałowała go
*Szum, gwar. Tak mógłby określić dzisiejszą kolację. Obok siebie, po prawej stronie miał Maddie, która w ogóle nie wypuszczała jego ręki a po lewej Theo. Mały smyk bawił się wesoło samochodzikiem
-Wiecie, chciałabym zostać znów babcią
Nagle wszystko ucichło
-No co? Niall powiedz coś
-Ahhh. to było do mnie? Myślałem, że do mojego brata
-Ja bym chciała mieć dzidziusia, proszę pani. Takiego małego Nialla
Blondyna zamurowało. Kiedy on myślał o zerwaniu, Maddie myślała o dziecku?!
-Nialluś, a ty? Chciałbyś mieć ze mną dzidziusia?
-Maddie, chodź ze mną na chwilę -wstał i wyszedł na taras
Chwilę póżniej dołączyła do niego brązowooka
-Co się stało, misiu?
-Maddie... ja .... nie wiem od czego zacząć
-Boże ty chcesz mi się oświadczyć. Niall kocham Cię!
-Właśnie nie, Maddie. Uważam, że powinniśmy zerwać -potarł nerwowo kark- przepraszam
-Właśnie nie, Maddie. Uważam, że powinniśmy zerwać -potarł nerwowo kark- przepraszam
-Co? -dziewczyna się rozpłakała -Jesteś okropny! Wolisz te swoje jedzenie ode mnie
-Tak, wolę moje pierniczki......
~Louis
Pierwsze co zrobił Louis po powrocie do domu to było rzucenie się do łóżka. Nawet nie spojrzał czy owe jest jego czy nie. Po prostu wtulił się w poduszkę, która zdawała się krzyczeć do niego 'Przytul się do mnie!' i udał się w krainę morfeusza
*
Obudziło go szturchanie
-Lou, won z mojego łóżka
-Co?! -wstał jak oparzony i rozejrzał się
Faktycznie był w pokoju Charlotte. Chociaż chyba kładł się w swoim pokoju. Z dużym naciskiem na chyba
-To zabierzesz swoje cztery litery z mojego tapczanu?
-Tak -wstał i skierował się do drzwi - masz wygodne łóżko
Dziewczyna kopnęła go w tyłek
-Won
-Ej, uważaj. Mój tyłek jest mi potrzebny i ubezpieczony
-Że też nie masz co z kasą robić
-Że też nie masz co z kasą robić
-Ażebyś wiedziała
Poszedł do siebie i zaczął wypakowywać rzeczy. Rozejrzał się za szafą. Był tu tak dawno, że nawet nie umiał znaleźć szafy! Gdy już ją znalazł i wypełnił ubraniami usiadł na łóżku, opierając się o ścianę. Na przeciwko niego wisiało zdjęcie, ich zdjęcie z czasów X-factora. Z podpisem 'Forever alone and forever happy'. Uśmiechnął się. Oba napisy były aktualnie prawdą. Do ich, prywatnego klubu singli, który założył z Liamem dołączył Harry. tylko Niall miał dziewczynę. Własnie wtedy dostał SMS'a, po przeczytaniu którego jeszcze bardziej się uśmiechnął. Poprawka do ich klubu dołączył Harry i Niall. Z treści SMS'a wynikało, że Niall zrywa z Maddie. A i jeszcze jedna poprawka, coś mu się wydawało, że Liam nie długo przestanie być singlem a jeden z jego kolegów go za to udusi. Hm... interesująca wizja. Musiał przyznać. Z bananem na twarzy zszedł na dół. W salonie spotkał jakiegoś chłopaka z kolczykiem w ustach, którym cały czas się bawił
-Elo staruszku
-Dobry. Kim ty jesteś?
-Chłopakiem Fel, a co?
-Wiesz, nie wiedziałem, że moja siostrta ma chłopaka
-Łooooo, a więc to ty jesteś ten cały Ludwik Tomlinson?
-Louis, Louis Tomlinson
-O widzę, że już się poznaliście -do salonu weszła Félicité
-Tak. Mogę Cię prosić na chwilę?
Poszli do przedpokoju
-Nie podoba mi się, że spotykasz się z nim
-Trudno. jeśli to wszystko, to ja już idę, jestem umówiona z Zackiem
-Nigdzie z nim nie idziesz
-A właśnie, że idzie -w tej chwili za dziewczyną pojawił się powód kłótni i zaczął ją całować po szyi
Lou się zdenerwował i zacisnął ręce w pięści. Nikt nie będzie tak traktował jego siostry. Nikt, chyba, że dostanie od niego błogosławieństwo lub prędzej umrze. Louis odciągnął siostrę od chłopaka i przywalił mu w twarz
-Odwal się od niej!-warknął
-Gościu, co co Ci biega? Ona jest moja
Louis przywalił mu drugi raz, po czym chwycił go za bluzę i wywalił z domu
-Jeszcze raz się do niej zbliżysz to obiecuję, że Ci nogi z dupy powyrywam
Zatrzasnął drzwi i przeklął pod nosem. Félicité stała bardzo rozgniewana tak jak on chwilę temu. Jej zazwyczaj spokojne oczy, pełne dobroci teraz zdawały się ciskać piorunami. Zrobił krok w prżód i wtedy poczuł jak jej drobna ręka uderza go w bark
-Dbam o Ciebie
-To nie prawda -kolejny raz oberwał
-O nie moja panno. mnie się nie bije -przerzucił ją przez obolały bark i zaniósł do jej pokoju. -Radzę zmyć makijaż, przed przyjazdem babci
Gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi poszedł zobaczyć kto przyszedł. Była to jego mama. Najwyraźniej wróciła z zakupów. Od razu wziął od niej siatki pełne produktów
-Oooo, Louis wstałeś już
-Tak, mamo -pocałował ją w policzek i poszedł za nią do kuchni
-I jak się czujesz?
-Szczerze? dziwnie. To moje pierwsze święta bez chłopaków
-Rozumiem. Nie widziałeś Fel? Miała gdzieś iść z tym całym Zackiem
-On już się tu nie pojawi
-I dobrze, nie lubiłam go... A skąd wiesz?
-Obiłem mu mordę i postraszyłem
-Cały, mój ukochany synek
Lou zaczął rozpakowywać wszystko. Nigdzie jednak nie było marchewek
-Mamo, gdzie marchewki?
-Boże, zapomniałam kupić
-Święta bez marchewek to nie święta
-To jedź kupić -rzuciła mu klucze -chyba wiesz jeszcze gdzie jest sklep
**
Od jakiś pół godziny siedział przy świątecznej kolacji. Miał nieodparte wrażenie, że karp cału czas mu się przygląda
-Zaczynam wariować -mruknął pod nosem
-Louisku coś się stało?
-Nic, babciu
I właśnie teraz nastała chwila tradycji w jego domu, czyli podzielenie się planami na następny rok. Przyszła kolej na niego
-A ty Louisku? Jakie masz plany?
-Wyruszamy z chłopakami w trasę i chyba otworzę firmę
-Dobry żart -dogryzła mu Fel
-Mówię serio
-Haha, ty i firma zoologiczna. Wszędzie Keviny i marchewki
-Ej, nie obrażaj Kevina -pogłaskał go po głowie
-Bo?
-Bo Kevin jest sławny a ty nie -wytknął jej język
~Liam
Liam nie mógł zasnąć po powrocie do domu. przewracał się z boku na bok aż w końcu spadł z łóżka
-Kur... -zaczął po czym się roześmiał -Przecież Harrego tu nie ma -jeszcze bardziej się roześmiał
Postanowił, ze zabierze się za pisanie nowej piosenki. Ktoś musiał to zrobić, a z tego co wiedział Harremu wyszła piosenka, która sama się pogrzebała, Niall miał na głowie pretensje mamy a Lou pilnował siostry, więc został sam. Wyjął z szuflady biurka plik różowych kartek, tak różowych, które dostał od Ruth i czarny długopis. Próbował napisać pierwsze słowo, lecz długopis odmówił mu posłuszeństwa. Wziął drugi, a potem trzeci, czwarty, dziesiąty, dwunasty, opróżniając całą szufladę. Żaden nie pisał! Żaden! Absolutnie żaden! Otworzył kolejną szufladę, która okazała się być pusta. Przypomniało mu się, że powinien myć jeden w torbie. Od razu rzucił się za jej przeszukiwanie. Po kilku minutach robienia totalnego bałaganu znalazł to czego tak pragnął. Długopis! Piszący długopis! Z powrotem wziął się za pisanie
-I oto jak zostałem żywą reklamą -mruknął pod nosem, przeczytawszy napis na długopisie
Po chwili długopis zaczął mu płatać figle
-Ciiii, Ciii. Nic nie mówiłem -znowu zaczął pisać 'cudownie naprawionym' długopisem - Ciiiii, ciiii. Dobry długopisik. Kochany długopisik -zaczął go głaskać i wtedy do pokoju weszła Nicole
-Liam, co ty odpierdzielasz?!~
-Ciiii, przestraszysz mój długopisik i przestanie pisać. Nie, długopisiuku? -pocałował go
-Boże, że Ciebie jeszcze w psychiatryku nie zamknęli
-Ciiii, ciii, ale Ciiiii Ciiiii
-Liam, to tylko długopis -wzięła go do ręki i rozkręciła -Widzisz? Sprężyna była źle włożona
-Przecież wiedziałem -zrobił poważną minę
Dziewczyna rozbawiona wyszła z pokoju, zostawiając go z 'znormalniałym' długopisem. Liam wrócił do pisania i po kilkugodzinnej pracy miał gotową pierwszą werjsę piosenki. Przeczytał ją w myślach i zaczął żałować, że nie ma z nim Lou lub Jes, którzy zwykle obmyślali zapis nutowy. Z miną, jakby szedł na ścięcie usiadł przy pianinie. Dopiero po zagraniu Gamy przypomniał sobie jakie szczęście daje mu granie. Zaczął grać i zapisywać pierwsze nuty. Po kolejnych kilku godzinach miał już całkiem ładny kawałek nowej piosenki. Postanowił ją prześpiewać i z przerażeniem odkrył, że jest ona bardzo osobista i osobę o której jest wszyscy rozpoznają. A zwłaszcza On....
-Kur... on mnie zabije albo najpierw pobije a potem zabije
Zamknął oczy i spróbował to sobie wyobrazić. Wzdrygnął się na myśl, że mógłby wisieć za.... na drzewie. Gdyż pewna osoba byłaby do tego zdolna. Jednak na myśl o niej, słodkiej dziewczynie o nieziemskim uśmiechu musiał przyznać, że za choćby pocałowanie jej byłby wstanie umrzeć. Była taka... cudna! I piękna. jednak chyba za bardzo się zagalopował, tym bardziej, że Lou zaczynał już coś podejrzewać, a Ruth zaczynała już ćwierkać wokoło o tym kto jest na jego tapecie. Jeśli dojdzie to do Niego, będzie miał przesrane. Niechętnie wziął telefon i wybrał inne zdjęcie. Wolał, gdy na wyświetlaczu było jej zdjęcie niż tapeta z żółwiami, ale wolał też dożyć możliwości pocałowania jej
-Opamiętaj się, kretynie -sam dał sobie w twarz i zapalił papierosa
Wiedział, że jego mama nie lubiła, gdy palił w domu, lecz potrzebował teraz tego. A poza tym jeden papierosek nic nie zmieni, prawda? Jeden, mały, niewinny papieros. po jeszcze kilku sekundach zgasił go i zszedł na dół. Zobaczył, że Nicole bierze się za przyrządzanie potraw i postanowił jej pomóc
-Daj -wziął od niej nóż, którym nieudolnie próbowała pokroić olbrzymi kawał mięsa
-Widzę, że opętanie minęło?
-Jesteś bardzo zabawna. To co robimy?
-Pierogi z mięsem i ciastka z mieszanką świąteczną
-Mmmmm, pycha
-Żeby jeść najpierw trzeba zrobić
Zabrali się do pracy, oczywiście obrzucając mąką i innymi produktami. Wyglądali jak zwykłe rodzeństwo.
-Nie będziesz gadał do ciasta? -spytała z rozbawieniem Ruth wchodząc do pomieszczenia
-Skąd ty...
-Nie zapominaj, że jesteśmy siostrami -wtrąciła się Nicole
-O wy.... Spiskujecie za moimi plecami
-Nie, my tylko przekazujemy sobie newsy. A tak a pro po, jak droga do zdobycia tej z której jesteś zakochany
-Skąd ty..
-Powtarzasz się
-Nie jestem w niej zakochany -Czy może był? Kocha ją? Czy to tylko zauroczenie? - Twierdzę, że jest ładna
-To co robi na twojej tapecie?
-Nie jest
-Jest
-Nie
-Tak
-Dobra, to wy się posprzeczajcie a ja lecę., Muszę jeszcze coś kupić. biorę twoje auto Liaś -rzuciła w biegu Ruth i wzięła kluczyki
-Ej!
-Też cię kocham
I już jej nie było. Liam z Nicole wrócili do przygotowywania potraw. Już mieli nadzieważ je, gdy do niej zadzwonił ktoś. odebrała i kilka minut później blada jak ściana z przerażoną miną weszła do kuchni
-I co?
-Muszę wyjść. Ciotka Marie dzwoniła z lotniska, by ją przywieźć. Boże święty, ratunku
-Nie przesadzaj. To będzie tylko -zmienił głos - Czemu ty jeszcze nie masz kawalera? ja w twoim wieku w pierwszej ciąży byłam. Aleś ty chuda! Nie jedziesz za szybko? Uważaj! Zrób. Przynieś. Podaj. Chcę
Oboje wybuchli śmiechem
I zabrał się do pracy, myśląc o niej. Oczami wyobraźni już całował jej delikatne usta, trzymał znów w swych ramionach, tylko teraz nie wypuszczał. Była jego.
Kiedy Nicole wróciła, ciastka były już upieczone a Liam pilnował pierogów. Dziewczyna spróbowała jedno, po czym je wypluła
-O co Ci chodzi? Nie smaczne?
-W tych ciastach jest mięso!
-Boże, to co ja włożyłem do pierogów......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz