sobota, 27 lutego 2016

*Już nie długo*


Wsłuchiwał się w dźwięk kapiącej krwi. Bardzo relaksujący dźwięk. Duża kropla spadała za małą kroplą i tak na przemian, tworząc na podłodze całkiem ładniutki obrazek. Wziął z domu Jessicy jedno większe płótno i położył na podłodze. Później znalazł ofiarę a reszta jakoś sama się potoczyła. Ważne, że teraz krew spływała prosto na płótno, które stanie się obrazem wysłanym do tego dupka z napisem 'You kill this people'. Pięknie to sobie zaplanował. Podniecał go jego strach. To, że od dwóch dni siedział zamknięty w domu. Że trząsł się ze strachu przed nim. Przed bestią jaką się stał. Patrzył z uśmieszkiem na umierającą ofiarę. Musiała strasznie cierpieć pewnie. Killka średnio głębokich ran, nie śmiertelnych lecz sprawiających powolne wykrwawianie. A co z tym szło? Wiele godzin cierpienia. Dziewczyna już nie krzyczała tylko cicho szlochała, widocznie zdała sobie sprawę z tego, że nic ani nikt jej nie pomoże. Wisiała przygwożdżona nożami do desek. Noże były zbite w jej drobne, małe rączki i z tych ran również spływała krew. Ciemnoczerwona krew. Z ran na szyi, ramion i nóg spływała jaśniejsza krew. Wszystko spowodowane nożem, który perfekcyjnie oddawał wszystko co chciał. Nie które rany były większe inne były mniejsze, lecz każda bolesna. Świadczyły o tym krzyki wydobywające się początkowo z ust dziewczyny. Z czerwonych i nieco popękanych ust fioletowo włosej. Już drugą godzinę obserwował jak się wykrwawia, jak cierpi. Musiał przyznać, że dawało to niezłego kopa. Trochę jednak znudził go ten widok i postanowił jeszcze bardziej się zabawić. Podszedł do niej zdecydowanym krokiem, obracając w dłoni nóż. Nie patrzyła na niego, swój wzrok miała skierowany w płótno. Lekceważyła go, co strasznie go zdenerwowało. Chwycił brutalnie jej podbródek i uniósł tak by była zmuszona na niego spojrzeć. Nic nie powiedziała, kolejny raz.
-Wiesz, chciałbym zostać chirurgiem plastycznym, może będziesz ochotniczką, co złotko?
Odpowiedział mu tylko strach w jej oczach. Widział jak przełyka ślinę nic nie mówiąc. Chwycił mocniej jej twarz i zaczął jechać ostrzem noża od prawego kącika jej ust aż do kości jarzmowej. Następnie zdecydowanych ruchem rozciągnął skórę w tym miejscu powodując, że rana stała się większa i obficiej krwawiła. Po minie ofiary zrozumiał, że tłumi w sobie krzyk. To samo zrobił z lewym policzkiem.
-Nadal nic nie powiesz?
Przyłożył czubek noża do jednej z ran na policzku i okręcił jakby chciał wywiercić w tym miejscu dziurę. Wiedział, że jakby użył więcej siły łatwo przedarłby ostatnie warstwy dzielące to miejsce od wewnętrznej policzka. Ona znowu nic nie powiedziała, tylko po jej policzkach zaczęły spływać krwawe łzy. Podszedł więc do stoliczka i odłożył nóż. Usłyszał ciche wypuszczenie powietrza, jakby na znak ulgi. Schował za plecami inny i znowu do niej podszedł
-Biedna jesteś. Ale nie posłuszna. Nic nie mówisz, a ja chciałbym porozmawiać. Powiesz coś?
Cisza. Słychać było tylko spadanie krwi na płótno i tylko to.
-No dobrze. Więc skoro nic nie chcesz mówić -chwycił ostro jej buzię i otworzył usta -To chyba język nie będzie Ci potrzebny
Roześmiał się, widząc przerażenie malujące się na jej bladej, twarzyczce pokrytej krwią. Starała się schować język jednak wyciągnął go i odciął nożem, który miał schowany za plecami. Wtedy z jej ust wydobył się niemy krzyk.
-Widzisz, trzeba było ze mną rozmawiać -wzruszył ramionami -Lecz to był twój wybór
Wrócił na swoje poprzednie miejsce i obserwował jak z jej ust wypływa krew, dusiła się nią przez kilka chwil. Starała przy tym wyrwać, lecz jej drobne ciałko było już zbyt wykończone i chwilę później przestała się ruszać. Postanowił dać ostatnim kropelką krwi spokojnie wypłynąć i skapnąć na płótno i wyszedł z pomieszczenia.
Poszedł do łazienki i zdjął białe rękawiczki, ubrudzone jej krwią. Próbował sobie przypomnieć jak się nazywała, lecz za nic nie mógł. Po wytarciu rąk, chwycił białą teczuszkę w której przechowywał dane ofiar. Może nie zbyt szczegółowe, bo miał je głównie z portali społecznościowych owych, lecz lepsze to niż nic przecież. Od razu znalazł tą dziewczynę.
-Ah tak, miałaś na imię. Jak mogłem zapomnieć -zaśmiał się i wziąwszy sprzęt po który przyszedł udał się do pokoju obok.
Zabrał się za jej oczy. Nie mógł za nic odpuścić sobie jednej pary pięknych piwnych oczu. Piwne oczy były prześliczne. Jego kolekcja stopniowo się powiększała. Zastanawiał się co będzie dalej kolekcjonował po skończonej misji, zakręcając słoik. Znowu oczy? Nie, po co mu tyle par tych samych kolorów oczu. To bez sensu. Ta misja miała się właśnie odznaczać pięknymi oczami. Lilian miała piękne oczy, które teraz były tylko dla niego. Może później będzie kolekcjonował paliczki? Tak odbierane jeszcze żywym ofiarą? Dużo bólu, dużo krwi, dużo adrenaliny. Lecz ryzykowne. Musi nad tym pomyśleć. Gdy skończył zdjął bezwładne ciało i położył koło krzesła. Podniósł płótno i z zadowoleniem uznał, że mógłby zostać malarzem. Oczywiście malarzem bestią. Przecież to nią był. Nie był już głupim studentem, był mądrą bestią. Krwiożerczą bestią. Był w końcu sobą. Bo czy nie tym trzeba być? Nigdy w życiu nie mógł robić tego co chce, ani kiedy chce. Studia to był jego pomysł i w sumie bardzo dobry pomysł, gdyż dzięki temu odkrył w sobie bestię. A raczej obudził w sobie bestię. Jedno dobro płynące z tego dupka. Wziął nóż i rozciął delikatnie płótno tworząc napis 'You kill this people'. Chciał wzbudzić w nim jeszcze większe poczucie winy, by czuł się winny i z jeszcze większą łatwością wpadł w jego sidła. Był godnym przeciwnikiem, w końcu też ćwiczył i podczas walki mogłoby się zdarzyć coś interesującego. Mogłoby, lecz to on będzie miał broń i to on będzie ustalał zasady. A On będzie tylko marionetką w jego grze. Nędzną marionetką. A to on będzie pociągał za sznurki. Zostawił płótno by wyschło dobrze za nim dostarczy je do odbiorcy i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Usiadł do komputera i już chciał się zalogować na stronę, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Spojrzał jeszcze raz czy wszystkie drzwi są zakluczone, schował broń do spodni i poszedł otworzyć. Zobaczył jakiegoś faceta, ubranego na czarno. Jego wyraz twarzy ukazywał, że raczej nie jest sąsiadem
-Bestia?
-Z kim mam przyjemność rozmawiać? -chwycił pistolet za plecami
-Jestem od Mrs. miałem Ci przekazać to -podał mu paczkę
-Dziękuję,przekaż Mrs. że już nie długo a moja misja będzie wykonana. A teraz wybacz, ofiara czeka
-Dobrze,powodzenia
Zamknął drzwi i poszedł otworzyć paczkę. Znalazł tam jakieś proszki, dwa noże i .... czarną maskę. Miała na wewnętrznej stronie wypisane 'Bestia'. Uśmiechnął się sam do siebie. Widocznie nie jest już malutki w stosunku do pozostałych na stronie. Maskę dostawała osoba poważana, zazwyczaj nie było dwóch o tym samym kolorze.
-Black Mask, interesujące
Znowu przerwał mu dzwonek do drzwi. Zirytowany poszedł otworzyć, tym razem nie był to żaden mężczyzna, tylko małą dziewczynka. Miała na oko 12 lat. Dwa długie warkocze, piegi na policzkach i była ubrana w biały płaszczyk, którego odcień prawie dorównywał z kolorem jej skóry. Największą uwagę przykuły jej oczy; były czarne jak węgiel. Zapragnął je mieć
-Dzień dobry, czy chciałby pan wspomóc nasz chór?
Uśmiechnął się, a mała w ogóle nie podejrzewała nic

-Z chęcią aniołku, wejdź proszę...........

środa, 17 lutego 2016

Tylko nie ona



Z dedykacją dla wszystkich czytelników
Harry wstał następnego dnia pierwszy i postanowił zrobić jajecznicę. Jak najciszej umiał zaczął przygotowywać wybraną potrawę. Wbił kilka jajek na patelnię i odwrócił się zaledwie na kilka chwil gdy poczuł, że coś się pali. Szybko zdjął patelnię z gazu i przeklął pod nosem
-A tak podobno dobrze gotujesz
-Taylor, przestraszyłaś mnie
-Dobre sobie, jak można spalić jajecznicę
-Skąd ty wiesz?
-Widzę, mam oczy. Daj pomogę Ci -wzięła od niego patelnię, którą właśnie wziął
Nie mógł się jej nadziwić. Była taka... inna. Uśmiechnął się
-Nad czym dumasz, Styles?
-Nad tobą
-Nad mną? Co we mnie jest interesującego?
-Raz ciskasz ogniem, za chwilę jesteś jak baranek. Twoje oczy w jednej chwili płoną ogniem by w następnej opatrywać rany. Potrafisz komuś dobitnie coś przekazać, urazić a chwilę później jesteś bardzo miła. Jesteś rozgniewana, by kilka minut później być nadzwyczaj spokojną. Gdy się uśmiechasz twoje oczy zdają się mówić jak bardzo jesteś szczęśliwa. Gdy się boisz zakładasz włosy za ucho, jakbyś chciała usłyszeć zbliżające się niebezpieczeństwo. Śmiejesz się tak prawdziwie
-Wow, Harry. Miło mi -zarumieniła się
-Jesteś zagadką
-Idź obudzić ich na śniadanie a nie mnie komplementuj
-Tak jest -zasalutował
-Ty też jesteś zagadką -powiedział, gdy wyszedł z kuchni
Gdy zdejmowała ostatnią porcję z patelni zadzwonił dzwonek. Poszła otworzyć i ujrzała nie zbyt wysoką blondynkę. Zaraz.... przecież to Taylor Swift!
-Dzień dobry
-Jest Harry?
-Tak. Harry, chodź na chwilkę ktoś do Ciebie
-Nie jestem ktosiem! Wiesz kim jestem?! Jestem Taylor Swift
-Miło mi, Róża Sprice.
Blondynka nie powiedziała nic. Nagle za Tay pojawił się Harry
-Taylor
-Harry, mi też miło Cię widzieć kochany
-Możesz przestać? To nie jest zabawne
-Oj, Harry. Nadal nic nie zrozumiałeś? Ja chcę do Ciebie wrócić
Tay zamurowało. Czy ... Nie to nie jest jej sprawa. Przecież są tylko przyjaciółmi, prawda?
-Taylor, a interesuje Cię moje zdanie? Mi odpowiada życie singla
-Ahh tak, bo możesz mieć takie jak ona? -wskazała na Tay
-Ona jest o niebo lepsza od Ciebie. A teraz wybacz, śpieszymy się.
-Ale Harry, nie zamykaj mi drzwi
-Wybacz, zamykam przed tobą swoje życie
Zamknął drzwi.
-Wszystko ok? -chwycił za ramie dziewczynę
-Tak, chyba tak
-Nie przejmuj się nią, ona jest ... jaka jest
Przyjrzał jej się; na jej twarzy malował się gniew.
-Dobrze -jej głos drżał- Przeproś wszystkich, chcę iść spać dalej
Wyminęła go i pospiesznie udała się na schody.
-Na pewno wszystko dobrze? -chwycił ją za nadgarstek
-Tak, jestem zmęczona
I znikła na schodach. Była zagadką. Strasznie trudną zagadką
W tym samym czasie
Nawet nie wpadł na to ile adrenaliny może dać mu ta rzeż, którą urządził. To było cudowne czucie kiedy stał a wokoło były ciała ochroniarzy. On sam został jedynie draśnięty kulą, więc praktycznie żadnych strat. Porwał Simona, wolał zostawić sobie go aż opadnie poprzednia adrenalina i nasycić się nową. Wyszukał w internecie gdzie mieszka jakiś lekarz i pojechał tam, zostawiając ofiarę w swoim domu bez szans na ucieczkę. Gdy lekarz już go opatrzył zabił i go. Mało adrenaliny, w końcu tylko mały strzał w głowę. Wrócił do siebie i postanowił jeszcze poczekać zanim zacznie się zabawa. Przecież i tak największą będzie miał w pojedynku z Harrym. Tak, chce się z nim zmierzyć, chociaż wiadomo, że on wygra. Może na dachu jakiegoś budynku a on ma broń i na dodatek jeszcze kogoś? Hm... interesująca wizja. Ale musiał ją dopracować. Poszedł sprawdzić jak tam jego ofiara. Jak się spodziewał staruszek znowu nie powiedział ani słowa. Wrócił więc do siebie i zaczął ostrzyć noże. Każde ostrze musi być perfekcyjnie ostre, by bez problemu wbiło się w ofiarę. Postanowił po skończonej pracy usiąść przy komputerze i sprawdzić swoje postępy w pracy. Zalogował się i przeglądał stronę. Zauważył, że awansował aż o dwie rangi. Było to dla niego wielkim sukcesem. Już chciał wylogować się, gdy zobaczył, że ktoś do niego dzwoni. Myślał, że się przewidział, gdy odczytał 'Mrs.' to było wręcz nie możliwe. Odebrał od razu
-Dzień dobry Mrs.
-Witam, Bestio
Bestia, jak to dumnie brzmi. Tak perfekcyjnie. Przyjrzał się i zauważył, że widać tylko cień osoby dzwoniącej.
-Dzwonię, gdyż jestem z Ciebie dumna
-To dla mnie zaszczyt
-A jednocześnie martwię się o czas zakończenia misji. Możesz mi podać jakiś termin? U mnie mogą być tylko osoby, które traktują to poważnie
-Oczywiście. Wedle moich obliczeń już za dwa tygodnie może być koniec, jeśli wszystko odbędzie się perfekcyjnie
-Aż dwa tygodnie? Nie uważasz, że to dużo?
-Rozumiem, lecz tyle potrzebuję by misja odbyła się najlepiej jak to możliwe.
-Dobrze więc, masz dwa tygodnie. Liczę na Ciebie, gdyż masz potencjał
Nie zdążył odpowiedzieć, gdyż rozmówczyni się rozłączyła. Spojrzał na godzinę i poszedł z nożem do ofiary
W tym samym czasie
Harry zapukał do pokoju, gdzie od rana siedziała Tay
-Proszę
Wszedł i usiadł na drugiej stronie łóżka
-Wszystko dobrze? Martwię się
-Nie musisz. Po prostu są chwile, gdy człowiek potrzebuje być sam ze swoimi myślami
-Mhm -przytulił ją
Tay już chciała coś powiedzieć, lecz przerwał jej krzyk Gemmy. Od razu pobiegli na dół i wtedy zobaczyli do ją tak przeraziło. Przy drzwiach leżało ciało Simona, ich przyjaciela Simona.
-Zabierz ją stąd -powiedział do Liama na co ten skinął głową a sam usiadł i schował twarz w dłoniach
-Policja już jedzie. Wszystko ok?
-Nic nie jest okej! Najpierw Jessica, teraz Simon a ja nie chcę stracić siostry! Ona dostała kartkę! Nie potrafiłem zadbać o bezpieczeństwo Jess, ani Simona; jestem do niczego!

-To nie prawda -spojrzała w ciemną ulicę nawet nie wiedząc, że są obserwowani.........  

niedziela, 14 lutego 2016

Schody


Cztery dni później
Taylor czuła się w domu Harrego już pewniej. To on kazał jej tu być, a raczej siłą zmusił. Stał się strasznie zaborczy, władczy i wszystko kontrolował. Absolutnie wszystko. Nawet zamknął Simona i jego żonę, Barbarę w domu a przed domem postawił ochroniarza. Jednocześnie obwiniał się o śmierć Jessicy, chociaż starała się mu udowodnić, że to nie jego wina. Teraz znowu był zamknięty u siebie. Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, poszła otworzyć. To pewnie chłopacy z jego zespołu, którzy mieli dzisiaj przylecieć. Nie myliła się
-Cześć
-Cześć -odpowiedzieli chórem
-Wejdźcie proszę
Trzech chłopaków weszło a raczej wpadło do środka, gdyż próbowali wejść jednocześnie
-Harry jest u siebie i chyba nie ma dobrego humoru
-Od tego jest Niall -odezwał się Lou
-Sory, nie znam was -uniosła ręce w geście obronnym
-Ahh, okej to ja jestem właśnie Niall -odezwał się blondyn i jak zobaczyła najwidoczniej farbowany
-Ja jestem Liam
-A ja Louis
-Mhm, chyba skumałam. Ja jestem Taylor
-Ale nie Swift?
-Nie, nie Swift
Roześmiali się
-Właśnie chciałam iść robić coś do zjedzenia, jesteście głodni?
-Tak! Tak! Tak! Kocham Cię!
-A właśnie, chyba powinniśmy Ci go przedstawić jako największego łakomczucha. Uprzedzam on strasznie dużo je
-No ej! Mogę Ci pomóc?
-Tak, ale nie wyjadaj
Niall zrobił minę szczeniaczka
-Proszę
-To my idziemy do Harrego, nie będą Ci przeszkadzały walizki w przedpokoju?
-Nie, mogą stać
W tym samym czasie
Był jednocześnie zaskoczony jak i zdenerwowany faktem, że ofiara nie wychodziła z domu już czwarty dzień. To mu wszystko komplikowało i psuło szyki! A tak nie mogło być! Mrs. już się denerwowała, a on nie chciał zginąć z jej ręki bądź kogoś z najwyższej rangi. Chciał dokończyć swoją misję. Tak to była misja. Misja, którą sam stworzył. A ten cały Harry chciał ją zniszczyć. Nie dość, że Simon nie wychodził już któryś dzień a rolety były zasłonięte, to jeszcze przed domem stał ochroniarz a nocą dwóch. Trudno najwyżej trzeba będzie musiał jeszcze zabić ochroniarzy. To będzie ciekawe wyzwanie. Wyzwanie, które będzie musiał wygrać. Na razie musi cierpliwie czekać. Chociaż jest to nudne i cały czas się dłuży, musiał się tego nauczyć. Cierpliwości. Przypomniał sobie minę Harrego, gdy również zobaczył Jessicę. Była bezcenna i wynagradzała godziny czekania na ten jeden idealny moment, w którym mógł zabić ofiarę. Kolejną bardzo bliską osobę Harrego. Z Jessicą strzelał, nie wiedział do końca czy tak bardzo go urzeknie jej niebezpieczeństwo. Wiedział tylko, że była autorką kilku tekstów i chodziła z nim do szkoły. Szkoła.... miejsce spotkań. Lubił szkołę, do czasu, gdy Lilian spotkała tam Harrego. To sprawiło, że przestał lubić to miejsce. Przypominało o bólu, lecz i tak to było jedyne miejsce spotkań z Lil. Mógł wtedy zatracać się w jej oczach, teraz mógł to robić cały czas, wystarczy, że weźmie odpowiedni słoik. Do ostatniej zabawy uznawał je za najpiękniejszy okaz w kolekcji, ale po zdobyciu tych Jessicy, oczy Lil spadły na drugie miejsce. Oczy ostatniej były jakby dwukolorowe. Takie piękne. Tajemnicze. Idealne. Magiczne. Chyba w sumie jak ich właścicielka. Jej dom był zakręcony, chyba jak ona. Szkoda, że musieli się 'poznać' w takich warunkach, ale cóż. Mówi się trudno. W tym co robi nie ma miejsca na uczucia. Spojrzał znowu na dom i dostrzegł, że jedna z rolet się opuszcza a ochroniarze się zmieniają. Jest szansa. W końcu nie tak dawno chciał krwawą rzęź, więc czemu jej sobie nie urządzi? Z naładowanymi pistoletami poszedł i zaczął realizować swoje marzenia. Pełno krwi, krzyków, które były zagłuszane przez burzę, która akurat szalała. Los go kocha. Dodatkowo mężczyzna wyszedł chyba ze śmieciami, więc może go łatwo zabić. A później podrzucić siostrzyczce Harrego. 'Los mnie na serio musi kochać' pomyślał, idąc z nożem za Simonem po krwawych schodach
W tym samy czasie
Harry zszedł na dół gdy zrobiło się już nieco ciemno. Z tego co słyszał Taylor zrobiła kolację. Salon był pełen. Przy stole siedziała jego mama, ojczym, siostra, chłopcy i Tay. Podszedł do niej i pocałował w policzek
-Dziękuję
-Nie ma sprawy
-Wreszcie gospodarz zszedł! Powiedz mi, kochany kolego gdzie mamy spać, bo coś chyba licho z organizacją
Pokoje, spanie. Zapomniał o tym całkowicie. Przecież gdzieś musiał położyć chłopaków! I to najlepiej nie w jednym pokoju, bo chce jeszcze go później móc wykorzystać jakoś.
-Halo? Harry powiesz coś?
-Em... tak. Ja oddam sypialnie Taylor a Lou pójdzie do pokoju, gdzie ona spała. Jest jeszcze wolny, więc może go zająć Niall. A ja pójdę na kanapę do salonu
-A ja? -Liam dał o sobie znać
-A no tak, wybacz stary. Możesz iść do Lou lub Nialla, tylko nie rozwalcie nic, błagam
-No spoko, tylko lampa, szafa i okno
Pani Annie zbladła mina
-No żartuję proszę pani, będziemy grzeczni jak aniołki
-Mam nadzieje
-Dobra, skoro to ustalone to ja potrzebuje pomocy w zmywaniu
Zrobiło się strasznie cicho
-No jasne, jak jeść to wszyscy, jak zmywać to nikt -Tay udała obrażoną
-Ja Ci pomogę
-Harry dopiero wstałeś, powinieneś coś zjeść
-Zjem pomagając Ci
Po kilku minutach wszystko było w kuchni. Taylor zmywała a Harry wycierał naczynia
-Robisz to nie dokładnie
-Robisz to nie dokładnie
-Nie przedrzeźniaj mnie!
-Nie przedrzeźniaj mnie!
-No ej!
-No ej!
-Jestem dupkiem

-Jestem... nie powtórzę tego.........

czwartek, 11 lutego 2016

Jednak was potrzebuje



-Chcę jeszcze pojechać w jedno miejsce -powiedział gdy po czterech godzinach wsiadali do auta
-Dobrze, a mogę wiedzieć gdzie?
-Do Simona
-Cowella? Skąd on tu?
Wybuchł śmiechem
-Nie znasz mnie a znasz Simona Cowella, mam focha. Ale nie, nie do tego Simona. Zobaczysz -odpalił auto
Tym razem ona wpatrywała się w drogę.
-Skup się na drodze
-Skąd wiesz?
-Jestem jasnowidzem
Roześmiali się. Chwilę później byli w centrum, a Harry zaparkował koło jakiejś księgarni
-To tu -wskazał właśnie na nią
-Skąd wiesz, że jest otwarta?
-Simon dużo w niej przebywa -nacisnął klamkę, która ustąpiła pod jego naciskiem -Simon, to ja, Harry
-Nie musisz mówić, synu. Wpadłeś na partyjkę szachów z starcem?
-Właściwie to nie. Przyszedłem pogadać i nie jestem sam
-No wchodź do drugiego pomieszczenia, a nie stoisz z nim w progu
Weszli dalej i zobaczyli starszego pana, który siedział na biurku i najwidoczniej rozwiązywał krzyżówkę
-To jest...
-Róża Sprice -przerwał mu -Strasznie urosłaś dziewczyno
-Skąd pan wie..
-Znam Cię i Kasię. Jak tam młoda?
-Dobrze, ale skąd pan nas zna?
-Moja żona jest przyjaciółką waszej mamy i jak byłyście młodsze to nie raz bywałem u was w domu. Pewnie mnie nie pamiętasz
-Nie, proszę pana
-Żadne pana! Mów mi po prostu Simon. A jak tam twoja matka?
-Pracuje jak zwykle
W tym samym czasie
Cicho jak mysz zakradł się tylnym wejściem i niepostrzeżenie wszedł do środka. Widział, że światło paliło się tylko w pokoju na samej górze i ukazywało wielką paletę. Najwidoczniej sypialnię lub pracownię dziewczyny. Cicho wszedł po schodach na górę i jeszcze ciszej szedł przed siebie. Drzwi do pokoju w którym paliło się światło były otwarte. Słyszał muzykę, dosyć głośno grającą. Zaraz co to było... tak to przeklęte One Direction. Jednak zagłuszała jego kroki. Stanął przy drzwiach i zerknął do środka. Jak przypuszczał to była sypialnia. Poczekał aż dziewczyna znowu odwróci się do palety, po zabraniu farb po które najprawdopodobniej sięgała i wszedł do środka. Ruda dziewczyna nadal była niczego nieświadoma, do czasu gdy zobaczyła cień za sobą. Zaczęła krzyczeć, piszczeć, wzywać pomoc, lecz on zasłonił jej usta. Chciała się wyrwać, lecz był silniejszy.
-Bądź grzeczna, to może nie będzie bardzo bolało -szepnął jej do ucha
Już chciał przywiązać ją do wielkiej palety gdy zadzwonił jej telefon. Na wyświetlaczu ukazało się 'Harry'
-Kurwa.... odbierz i powiedz, że jesteś malujesz, wymyśl coś i ani się waż wzywać pomoc. Rozumiesz? Bo wtedy i on zginie, a tego chyba nie chcesz, prawda?
Przytaknęła a on odsłonił jej usta. Drżącymi rękoma odebrała i policzyła do trzech aż jej głos w miarę się uspokoił
-Cześć Harry... tak wszystko dobrze...... maluję akurat, wiesz....... nie, dam sobie radę.... jestem pewna..... trzymaj się, pa.....
Wziął od niej telefon i roztrzaskał go na kawałeczki
-Wydaje mi się, że muszę potrenować rzuty, pomożesz mi prawda?
Zrzucił jej obraz z palety i ją do niej przywiązał. To samo co z obrazem zrobił z jej przyborami malarskimi na stoliku i postawił na nim swoje; czyli noże. Perfekcyjnie naostrzone. Wziął kilka i stanął w progu. Dziewczyna czujnie obserwowała każdy jego ruch. Uśmiechnął się mimowolnie, po czym zamachnął i rzucił nożem. Trafił prosto w jej brzuch, a ta krzyknęła wywijając się z bólu. Rzucił kolejny raz. Jessica zacisnęła powieki i usta. Wiła się przy tym z bólu.
-Jesteś grzeczna, więc skoro obiecałem, ze nie będziesz bardzo cierpiała to spełnię obietnicę... -rzucił nożem prosto w jej głowę
Po chwili na podłodze było pełno krwi
-Takich jeszcze nie miałem -powiedział zabierając się za jej oczy....
W tym samym czasie
Harry nie mógł się nadziwić jak dobrze dogadywali się Taylor z Simonem.
-Na prawdę pociągnęłam Cię kiedyś za wąsy?
-Tak a jak do tego się śmiałaś.
-Mam pytanie, Simon; skoro tak dobrze nasz znasz, to znasz naszego tatę?
-Tak, znam go
-Opowiedz mi o nim. Kim on jest? Gdzie jest? Czemu ...
-Różyczko kochana, to Ci powiem kiedyś. A chyba jeszcze mnie odwiedzisz skoro mieszkasz tu?
-Oczywiście
-Halo?! Ja tu jestem!
-Wiem, Harry. Daj mi porozmawiać z Różą
-Z Taylor.
-Z Różą
-Em... to może wy sobie porozmawiajcie a ja jeszcze zajrzę do Jess
-A czemu, Harry? Coś nie tak z Jessicą?
-Przyjechałem tu by Ci powiedzieć. Słyszałeś o tym mordercy? Ona dostała ta kartkę. Rozmawiałem z nią gdy tak sobie gawędziliście i wydaje mi się, że powinienem tam jechać
-Dobrze, ja jeszcze pogadam z Simonem, a ty jedź
-Poczekaj, dam Ci trochę ciastek dla niej -mężczyzna wyszedł z pokoju
Harry zaczął się ubierać cały czas wpatrując z Taylor
-Czemu mi nie powiedziałaś, ze się znacie
-Ja go nie znałam. Przysięga, a co zazdrosny?
-Nie, on traktuje mnie jak syna
Usłyszeli dzwonek do drzwi a po chwili wołanie ich imion przez Simona. Spojrzeli na siebie i poszli tam. Mężczyzna stał przy jednym regale i wskazywał na drzwi. Harry je otworzył i zamarł. Taylor przecisnęła się przez niego i również zamarła. Dziewczyna z którą rozmawiała kilka godzin wcześniej, teraz jej zmasakrowane zwłoki leżały przed drzwiami. Spojrzała na Harrego i wezwała policję. Gdy weszła do pokoju, na jednym z krzeseł siedział blady Simon a na drugim jeszcze bledszy Harry z telefonem przy uchu
-.... Jednak was potrzebuje.........


sobota, 6 lutego 2016

Dzienny mrok



Dwa dni po sylwestrze
Harry był strasznie zdenerwowany, gdy dowiedział się, że zaledwie kilka domów obok Taylor zostało znalezione martwe małżeństwo. Tylko kilka domów! Co jeśli morderca wszedł by do domu Tay? Nie, nie, nie! Nie chciał nawet o tym myśleć. Tak więc siłą koczował u niej w salonie obawiając się o jej bezpieczeństwo. Przecież ona była taka młoda i miała plany... zupełnie jak Lilian. Czasami myślał jeszcze o niej, w końcu tak od razu nie wymaże jej ze swojego serca, prawda? To nie możliwe tak od razu zapomnieć o pięknej istocie z którą się było kilkanaście miesięcy. Kilkanaście cudownych miesięcy, sam musiał to przyznać. Lilian poznała go przecież nie znając go od strony idola nastolatek. Poznała go od strony zwykłego chłopaka z Holmes Chapel. Tak ja Taylor. Kolejny raz łapał siebie na porównywaniu obu dziewczyn. Jednak Taylor była tylko przyjaciółką. Mógł z nią normalnie porozmawiać i nie raz ratowała go przed fankami. Była aniołem, z tajemnicami i maską, ciskającą ogniem. Taką głównie znał. Ale jaka była gdy ściągała maskę? Czy jest w stanie ściągnąć ją na zawsze? Nie wiedział, lecz chciał wiedzieć. Nie lubił czegoś nie wiedzieć. Chciał wiedzieć wszystko i to była chyba jego wada. Spojrzał na kalendarz i przeklął pod nosem. Zostało już niewiele czasu! Marne siedem dni! Nie chciał wyjeżdżać dalej w trasę, chciał przypilnować czy sprawca trafi za kratki. Wyjął telefon z kieszeni spodni leżących na stoliku obok kanapy. Wybrał numery do chłopaków
-Możemy przesunąć wywiady, potrzebuję czasu... tak jest to związane z morderstwami... nie nie przylatujcie....na pewno.... dzięki wielkie
Teraz tylko musiał zadzwonić do menadżera
-Potrzebuję więcej przerwy. Przesuńmy to ... wiem, że możesz. Człowieku jakiś bandyta grasuje pod moim domem a ty mi kurwa mówisz, że trasa jest najważniejsza! -nawet się nie zorientował, że zaczął krzyczeć- Przecież pierwsze dwa tygodnie to i tak wywiady i jeżdżenie tu i tam....A chyba wolisz żywego członka zespołu niż martwego!......Masz się postarać..... Do usłyszenia
Położył telefon z powrotem na stolik i przetarł twarz. Czemu wszystko musi być takie trudne? Dopiero teraz zauważył w wejściu swoją przyjaciółkę
-Możesz wejść. Przepraszam, że Cię obudziłem
Dziewczyna się zaśmiała
-Fajnie brzmisz rano, kupić Ci coś na chrypę?
-Jesteś bardzo zabawna
-Hahaha, poczekaj, pójdę po dyktafon. Będzie czym straszyć w halloween -Tay ledwo stała na nogach ze śmiechu
-Bo się doigrasz -jego tęczówki zabłyszczały się
-Już się boję, panie Chrypka
-Uciekaj
Wstał i zaczął ją gonić po całym domu. Gdy już ją złapał, zaczął łaskotać
-I co, nie mówiłem? -wyszczerzył się
-Puszczaj debilu
-Grzeczniej diablico
-Jesteś głupi
-Jestem Harry
Przerwał mu dzwonek telefonu, odebrał nadal rozbawiony, lecz natychmiast spoważniał
-Uspokój się.... zaraz będę... obiecuję.... będzie okej.... -rozłączył się i spojrzał na Taylor- Muszę iść
-Co się stało?
-Jess ma problemy.... jest źle.... boi się... ja też....
-Ale co się stało? I kim jest Jess?
-Ma karteczkę 'Będziesz następny' -ubrał koszulkę
-Jadę z tobą
-Nie trzeba... a raczej musisz. Chcę być pewny, że jesteś bezpieczna
Bez zbędnych pytań poszła na górę i wróciła po kilku minutach. Wsiadła z nim do auta i całą drogę wpatrywała się w niego. A dokładniej w jego twarz. Perfekcyjnie malował się na niej gniew i mieszanka strachu i niepewnością. Na szyi wyskoczyła mu żyła i delikatnie zaciskał wargi. Palcami dudnił co jakiś czas w kierownicę
-Możesz przestać się we mnie wpatrywać? -rzucił nie odrywając wzroku z drogi.
Ton jego głosu był władczy, jakby chciał, żeby się zlękła, a po chrypie nie było śladu
-Skąd wiesz co robię?
Zaśmiał się
-Przewidziałem to
-Jasnowidz się znalazł
-Okej, możesz od dzisiaj mówić mi Wszechmogący, wspaniały Harry
-Zapomnij
Chwilę później zatrzymał się pod jakimś domem. Jak uznała Tay, był bardzo ładny. Jego elewacja była pudrowo-różowa a na bocznej ścianie były początki wielkiego dzieła. Ogródek był piękny, wypielęgnowany a przed nimi stało bardzo kolorowe auto. Nawet liście jednego drzewa były kolorowe. Natomiast na wycieraczce były nuty.
-Artysta tu musi mieszkać
-Nawet nie wiesz jak wielki
Otworzył drzwi jakby był u siebie
-Jess jestem -krzyknął
Po chwili z schodów zbiegła niezbyt wysoka, młodziutka dziewczyna z długimi, rudymi włosami. Od razu rzuciła się na Harrego i go przytuliła
-Dziękuję -szlochała
-Od tego są przyjaciele -przejechał ręką po jej włosach -A to jest Taylor. Taylor to Jess, Jess to Taylor.
-Cześć
Jessica nie odpowiedziała, tylko nadal tuliła się do Harrego
-Może opowiesz mi co się stało?
-Jasne, chodźcie do salonu
Przeszli do pokoju
-Może ja zrobię herbaty? Tay zostaniesz z Jess?
-Tak
Uśmiechnął się i poszedł do kuchni. Nie raz już tu był, często gdy potrzebował pomocy w napisaniu piosenki. Nastawił czajnik i wyjął trzy kubki. Wsypał do nich po dwie łyżeczki herbaty i czekał. Wtedy do pomieszczenia weszła brunetka
-Nie mówiłeś, że Jess jest dziewczyną
-A co? Zazdrosna?
-Nie, tylko całą drogę układałam co powiedzieć mężczyźnie na pocieszenie, a tu nagle kobieta
Roześmiał się
W tym samym czasie

Obserwował dom Jessicy od rana i widział, że Harry przyjechał z jakąś dziewczyną. Mógł równie dobrze teraz wejść tam i urządzić sobie krwawą rzeź, lecz wtedy byłoby pozamiatane. Poczeka, przecież ten dureń nie będzie tam siedział wieki i potrenuje rzuty nożem, tylko teraz w ofiarę....

środa, 3 lutego 2016

*Poczekamy, zobaczymy*


Lukas Poterson był pierwszym mężczyzną, którego zabił i szczerze nie do końca nasycił się tym, że po prostu rzucił w niego nożem. Wolałby jakąś małą walkę, ale trudno. Jak na pierwszy raz uznał, że było całkiem dobrze. Dwa wróble za jednym zamachem jak na początkującego były dobrym osiągnięciem. A nawet bardzo dobrym, gdyż Mrs. zdecydowała się przenieść go do rangi średniej. Wracając do kryjówki zauważył w jednym z aut śpiącego Stylesa i aż go kusiło, żeby zafundować mu kulkę w głowę. Przypuszczał, że pewnie wyleciałaby z drugiej strony i wbiła się w siedzenie, gdyż tacy jak on nie mają mózgu. Lecz to nie sprawiłoby mu takiej satysfakcji jakiej chciał. Jeszcze nie była pora by zabawić się. Jeszcze nie. Jego plan był bardzo dobrze dopracowany. Wcześniej sądził, że perfekcyjnie, ale po 'wpadce' z mężem Cybil uznał, że trochę do perfekcji mu brakuje. No cóż, nikt przecież od razu nie jest perfekcyjny, nie prawda? Nikt od razu nie umie wszystkiego. Nikt nie rodzi się z wszystkimi zdolnościami. Może z talentami, ale nie z umiejętnościami i perfekcją w ich wykonywaniu. Może jednak był wyjątek; Mrs. Zadziwiająca kobieta. Bardzo mądra i z tego co słyszał bardzo piękna. Czemu tylko z tego co słyszał? Ponieważ prawie nikt jej nie widział. A prawie dzieli się na dwie podgrupy: Ci, którzy zginęli spod jej ręki i Ci, którym ufa i są najwyżsi w randze. Ci pierwsi z pewnością byli liczniejszą grupą. Ci drudzy pewnie po czasie stawali się również tymi pierwszymi. A on miał zamiar awansować do najwyższej rangi, a pomóc mu w tym mógł ten idiota. Czemu takie epitety? Jego terapeutka pewnie już dawno wypchałaby go piankami lub żelkami. Tak, miał terapeutkę. Jego mama sądziła, że jest szalony i zwariowany. Nawet przez jakiś czas miał zakaz oglądania horrorów. Śmieszne, lecz prawdziwe. Był nawet okres, gdy on sam myślał, że jest z nim coś nie tak, lecz dopiero na stronie odkrył, że to dar. To moc, którą władał. Że w nim siedzi zwierze, które jest niebezpieczne i żadne krwi. I on też taki był. Był właśnie tym potworem. Był człowiekiem, którego już się bali. Był sobą, przede wszystkim. Nie musiał nikogo udawać, nie na stronie. Nie wśród nowych 'znajomych'. Nigdzie. W końcu mógł być sobą. Więc kim był ? Żywił się adrenaliną. To ona go upajała, dawała mu siły. To co dusił w sobie przez lata, wreszcie wychodziło z niego. Z srebrnym ostrzu noża dostrzegał ogień w swych oczach. Iskierki, pobudzające wszystko. Ale przeszłość też dawała znać, że żyje. Jeszcze żyje. Więc kim był? Dobrem? Czy może złem? Odpowiedz na te pytanie zapewne znajdowała się w jego duszy. Na razie nie chciał jeszcze szukać odpowiedzi. Wtem mógłby popełnić drogocenny błąd. Na razie był mordercą i tym chciał być. Mordercą jak z horroru. Bezlitosnym mordercą. Śmieszne słowo. Chyba wolał bestia. Tak, było bardziej dumne. A on miał powód do dumy, tak przynajmniej uważał. Teraz szykował się na opiekunkę dziecka. To był jego plan. Później ciało miał podrzucić Jessice, przyjaciółce Harrego. I tak dalej i tak dalej. Aż łańcuszek dotrze do niego i to będzie koniec. Jednak czy chciał to kończyć? Nie jeszcze nie teraz. Teraz chciał dalej upajać się. Dowiedział się, że opiekunka mieszka niedaleko Petersonów. Gloria Vinks, niewiele starsza od jego siostry. Miały nawet ten sam kolor włosów. Oprócz pilnowania dziecka pary, opiekowała się również drugim kawałek dalej. Z tego co się dowiedział to dzisiaj miała tam być i wracać do domu po 22. Idealna pora na morderstwo. Zostało mu jeszcze kilka godzin, więc postanowił dopracować swój plan. Kolejna para oczu do jego kolekcji. Można by rzec, że zaczął je kolekcjonować. Stały na jego biurku w słoikach z podpisem do kogo należały. Różniły się od siebie. Nie tylko kolorem. Doszedł również do wniosku, że powinien zmienić taktykę. Przecież piękny uśmiech na szyi rozciągający się od lewej do prawej strony zaczynały być nieco nudne i monotonne. A on tego nie chciał. Chciał adrenaliny i strachu w oczach ludzi. Chciał być znanym. A nie, przecież Lukas zginął od rzutu nożem w plecy. Może by wbijać go w serca ofiar? Jedno wiedział, wolał zabijać własnoręcznie. To dawało więcej adrenaliny. To bardziej go nasycało. Strach w oczach ofiar był bezcenny. Gdy krzyczały, błagały o litość, próbowały walczyć. Piękne. Ta chęć przeżycia, wyrwania się. Niesamowita i nie możliwa. Nie w jego przypadku. Żadna z jego ofiar nie mogła przeżyć. Żadna. Jeszcze trochę poczeka aż zabierze się za Stylesa. Jednak czy nie zrobił tego mordując Lilian? Chciał walki, a z nim będzie ją miał.
Nim się obejrzał na jego rozmyślaniach minął prawie cały czas, który posiadał.
-Kurwa -wziął gotową karteczkę, rękawiczki i broń
Wyszedł z domu i by nie budzić podejrzeć udawał, że wyszedł pobiegać. Przecież to nie zbrodnia, nie prawda? Bieganie jest dozwolone. A to tylko przykrywka dla jego prawdziwych zamiarów. Ale to wiedział tylko on i tak zostanie. Biegł równym tempem w kierunku domu pracodawców Glorii. Ulice były prawie puste, w większości domów światła były zgaszone. Nie długo sylwester. Co on gadał, jutro sylwester. A gdyby tak wystrzelić ofiarę z fajerwerkiem? Ciekawa myśl. Miał jeszcze kilka godzin an jej rozważenie. Choć mogło to być zbyt ryzykowne. Lecz z drugiej strony; kto nie ryzykuje ten nie wygrywa. Schował się w krzakach i obserwował. Jak orzeł swą ofiarę. Czekał. Był cierpliwy. Nie musiał długo wyczekiwać, nie długo później ofiara wyszła z domu. Szła po ciemnej ulicy nie świadoma, że jest obiektem obserwacji i za chwilę zostanie zaatakowana. Poszedł za nią, cicho. A ona nadal niczego nie świadoma ubrała słuchawki. Przyspieszył i po chwili był krok za nią. Kiedy się zorientowała, co on mówi, kiedy poczuła ostrze noża na szyi nawet nie pisła. Jakby nie bała się i czekała na to... Teraz zostało mu tylko przeniesienie jej pod dom kolejnej ofiary.........