niedziela, 14 lutego 2016

Schody


Cztery dni później
Taylor czuła się w domu Harrego już pewniej. To on kazał jej tu być, a raczej siłą zmusił. Stał się strasznie zaborczy, władczy i wszystko kontrolował. Absolutnie wszystko. Nawet zamknął Simona i jego żonę, Barbarę w domu a przed domem postawił ochroniarza. Jednocześnie obwiniał się o śmierć Jessicy, chociaż starała się mu udowodnić, że to nie jego wina. Teraz znowu był zamknięty u siebie. Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, poszła otworzyć. To pewnie chłopacy z jego zespołu, którzy mieli dzisiaj przylecieć. Nie myliła się
-Cześć
-Cześć -odpowiedzieli chórem
-Wejdźcie proszę
Trzech chłopaków weszło a raczej wpadło do środka, gdyż próbowali wejść jednocześnie
-Harry jest u siebie i chyba nie ma dobrego humoru
-Od tego jest Niall -odezwał się Lou
-Sory, nie znam was -uniosła ręce w geście obronnym
-Ahh, okej to ja jestem właśnie Niall -odezwał się blondyn i jak zobaczyła najwidoczniej farbowany
-Ja jestem Liam
-A ja Louis
-Mhm, chyba skumałam. Ja jestem Taylor
-Ale nie Swift?
-Nie, nie Swift
Roześmiali się
-Właśnie chciałam iść robić coś do zjedzenia, jesteście głodni?
-Tak! Tak! Tak! Kocham Cię!
-A właśnie, chyba powinniśmy Ci go przedstawić jako największego łakomczucha. Uprzedzam on strasznie dużo je
-No ej! Mogę Ci pomóc?
-Tak, ale nie wyjadaj
Niall zrobił minę szczeniaczka
-Proszę
-To my idziemy do Harrego, nie będą Ci przeszkadzały walizki w przedpokoju?
-Nie, mogą stać
W tym samym czasie
Był jednocześnie zaskoczony jak i zdenerwowany faktem, że ofiara nie wychodziła z domu już czwarty dzień. To mu wszystko komplikowało i psuło szyki! A tak nie mogło być! Mrs. już się denerwowała, a on nie chciał zginąć z jej ręki bądź kogoś z najwyższej rangi. Chciał dokończyć swoją misję. Tak to była misja. Misja, którą sam stworzył. A ten cały Harry chciał ją zniszczyć. Nie dość, że Simon nie wychodził już któryś dzień a rolety były zasłonięte, to jeszcze przed domem stał ochroniarz a nocą dwóch. Trudno najwyżej trzeba będzie musiał jeszcze zabić ochroniarzy. To będzie ciekawe wyzwanie. Wyzwanie, które będzie musiał wygrać. Na razie musi cierpliwie czekać. Chociaż jest to nudne i cały czas się dłuży, musiał się tego nauczyć. Cierpliwości. Przypomniał sobie minę Harrego, gdy również zobaczył Jessicę. Była bezcenna i wynagradzała godziny czekania na ten jeden idealny moment, w którym mógł zabić ofiarę. Kolejną bardzo bliską osobę Harrego. Z Jessicą strzelał, nie wiedział do końca czy tak bardzo go urzeknie jej niebezpieczeństwo. Wiedział tylko, że była autorką kilku tekstów i chodziła z nim do szkoły. Szkoła.... miejsce spotkań. Lubił szkołę, do czasu, gdy Lilian spotkała tam Harrego. To sprawiło, że przestał lubić to miejsce. Przypominało o bólu, lecz i tak to było jedyne miejsce spotkań z Lil. Mógł wtedy zatracać się w jej oczach, teraz mógł to robić cały czas, wystarczy, że weźmie odpowiedni słoik. Do ostatniej zabawy uznawał je za najpiękniejszy okaz w kolekcji, ale po zdobyciu tych Jessicy, oczy Lil spadły na drugie miejsce. Oczy ostatniej były jakby dwukolorowe. Takie piękne. Tajemnicze. Idealne. Magiczne. Chyba w sumie jak ich właścicielka. Jej dom był zakręcony, chyba jak ona. Szkoda, że musieli się 'poznać' w takich warunkach, ale cóż. Mówi się trudno. W tym co robi nie ma miejsca na uczucia. Spojrzał znowu na dom i dostrzegł, że jedna z rolet się opuszcza a ochroniarze się zmieniają. Jest szansa. W końcu nie tak dawno chciał krwawą rzęź, więc czemu jej sobie nie urządzi? Z naładowanymi pistoletami poszedł i zaczął realizować swoje marzenia. Pełno krwi, krzyków, które były zagłuszane przez burzę, która akurat szalała. Los go kocha. Dodatkowo mężczyzna wyszedł chyba ze śmieciami, więc może go łatwo zabić. A później podrzucić siostrzyczce Harrego. 'Los mnie na serio musi kochać' pomyślał, idąc z nożem za Simonem po krwawych schodach
W tym samy czasie
Harry zszedł na dół gdy zrobiło się już nieco ciemno. Z tego co słyszał Taylor zrobiła kolację. Salon był pełen. Przy stole siedziała jego mama, ojczym, siostra, chłopcy i Tay. Podszedł do niej i pocałował w policzek
-Dziękuję
-Nie ma sprawy
-Wreszcie gospodarz zszedł! Powiedz mi, kochany kolego gdzie mamy spać, bo coś chyba licho z organizacją
Pokoje, spanie. Zapomniał o tym całkowicie. Przecież gdzieś musiał położyć chłopaków! I to najlepiej nie w jednym pokoju, bo chce jeszcze go później móc wykorzystać jakoś.
-Halo? Harry powiesz coś?
-Em... tak. Ja oddam sypialnie Taylor a Lou pójdzie do pokoju, gdzie ona spała. Jest jeszcze wolny, więc może go zająć Niall. A ja pójdę na kanapę do salonu
-A ja? -Liam dał o sobie znać
-A no tak, wybacz stary. Możesz iść do Lou lub Nialla, tylko nie rozwalcie nic, błagam
-No spoko, tylko lampa, szafa i okno
Pani Annie zbladła mina
-No żartuję proszę pani, będziemy grzeczni jak aniołki
-Mam nadzieje
-Dobra, skoro to ustalone to ja potrzebuje pomocy w zmywaniu
Zrobiło się strasznie cicho
-No jasne, jak jeść to wszyscy, jak zmywać to nikt -Tay udała obrażoną
-Ja Ci pomogę
-Harry dopiero wstałeś, powinieneś coś zjeść
-Zjem pomagając Ci
Po kilku minutach wszystko było w kuchni. Taylor zmywała a Harry wycierał naczynia
-Robisz to nie dokładnie
-Robisz to nie dokładnie
-Nie przedrzeźniaj mnie!
-Nie przedrzeźniaj mnie!
-No ej!
-No ej!
-Jestem dupkiem

-Jestem... nie powtórzę tego.........

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz